Pages

15 lipca 2011

O obciachu


Ostatnio "obciach" to wyjątkowo modne słowo. Jak dla mnie aż do przesady. W sumie już parę lat temu zauważyłem, że to niesamowicie chwytliwa kategoria, używana w szczególności w odniesieniu do niektórych polityków, działań i poglądów.

„Obciach” to coś wstydliwego, śmiesznego i żałosnego jednocześnie. Coś, co wymaga pobłażania i skrzywienia się na samą myśl. Coś, z czego można się pośmiać, ale broń Boże nie tknąć. Dużo negatywnych konotacji jak na jedno słowo. W ogóle, słowo obciach i jego znaczenia mają całkiem sporą siłę oddziaływania. W końcu nikt nie chce być obciachowy więc obciachu unika się jak ognia. Ale mimo swojego „potencjału” sam wyraz traktuje się raczej bezrefleksyjnie, od tak, żeby określić coś, co nam się aktualnie nie spodobało - przecież nie wypada prychać ustami z niesmakiem, to takie niegrzeczne.  Gdyby tak się zastanowić, przez chwilę i pobieżnie, nad słowem „obciachowy” pewnie mało kto uznałby je w pierwszym odruchu za obraźliwe. Jednak zanim określimy kogoś (zgodnie z powyższą wyliczanką) jako budzącego wstyd, śmiesznego, żałosnego, zastanowimy się dwa razy.

Jak to w końcu jest z tym „obciachem”? Wydaje się, że w ostatnich latach ta kategoria stała się bardzo ważnym kryterium określania się Polaków politycznie. A to już nie jest fajne.
Po pierwsze – to, co obciachowe (podobnie jak to, co modne) jest zależne od aktualnie panujących trendów. O ile jednak nietrafiony styl ubierania się można bez większych konsekwencji szybko zmienić, o tyle złe wybory polityczne, podyktowane aktualnym „szacunem na dzielni”, są później wyjątkowo trudne do zniwelowania.
Po drugie - za obciachowe często uznawane są rzeczy, które raczej nie powinny być tak nazywane. Co zabawne, zgadzają się z tym sami nazywający – taka mała schizofrenia.

Gdyby bowiem zapytać reprezentatywną grupę Polaków, czy uważają się za patriotów, pewnie jakieś 90% odpowiedziałoby, że tak (może ktoś ma wyniki takich badań?). Mimo to dziś polityk, który eksponuje swoje patriotyczne nastawienie, jest przez wielu nazywany obciachowym. Często słyszy się „a bo gdzie w nowoczesnym kraju mówić o patriotyzmie, przecież to takie niedzisiejsze”. „To jakieś bogoojczyźniane, takie patriotyzmy, to jest coś okropnego”, powiedziała Elżbieta Zapendowska jednemu z uczestników programu „Must be the music” – to idealny obraz tej „obciachowej” retoryki. Jeszcze większy mamy obciach, gdy do patriotyzmu dokładamy odwołania do historii. „No i po co znów mówić o przeszłości, trzeba patrzeć przed siebie” – fantastyczny efekt lewicowej kampanii „wybierzmy przyszłość”. Samo określenie „polityka historyczna” wywołuje u wielu, w najlepszym wypadku drwinę, w najgorszym – pianę w ustach. Nikt mi nie wmówi, że odwoływanie się do historii i walka o prawdę historyczną nie ma wpływu na to, co dzisiaj. Nie bez powodu z Rosją tak ciężko gada się o Katyniu.

„Bogoojczyźniane” – kolejna sprawa. Polska to kraj niespotykanie jednolity pod względem religii. Niby tylu katolików, nawet jeśli nie praktykujących to jednak wierzących. W niczym nie przeszkadza to jednak, żeby polityków (i nie tylko!), prezentujących swoją religijność nazywać obciachowymi. „Bo został wybrany do załatwiania spraw doczesnych, a nie do wznoszenia rąk w górę i jeżdżenia do Częstochowy. Z resztą katolicyzm i religijność to jest w ogóle ciemnogród”. Takie rzeczy mówią katolicy! A jeśli nie osoby wierzące, to uważające się za niezwykle tolerancyjne. Świetna tolerancja…
Od obciachowej religijności gładko można przejść do obciachowych babć. Własną babcię trudno jest wprost nazywać moherem, nawet jeżeli spełnia wszelkie „kryteria”. Ale już „ogół babć”, szczególnie tych z beretami na głowie, słuchających radia Maryja to obciach na całego. Obywatel gorszej kategorii, niegodny szacunku, zapyziały i najlepiej jakby nie miał żadnych praw (że przypomnę „zabierz babci dowód przed wyborami”). Nie wiem, czy kiedykolwiek w historii Polski starość była tak mocno utożsamiana z głupotą, jak dziś. A przecież powinna się kojarzyć dokładnie odwrotnie.

Nic jednak nie równa się z obciachem, jaki jest zauważany, gdy „za granicą się z nas śmieją”. Wystarczyłoby, że w niemieckiej gazecie napisano coś złego o rządzących i nie mają większych szans na reelekcję. Zaśmieją się w amerykańskiej telewizji – straszna lipa, nie warto oddawać głosu. A ja się pytam - jakie to ma znaczenie? I odpowiadam po swojemu - żadne. Tym bardziej, że zazwyczaj konkretnych polityków krytykują media prezentujące przeciwną wobec nich linię polityczną. Ale o tym już nikt w Polsce nie mówi. Bo polski mainstream idzie według linii tej samej, co cytowane zagraniczne stacje i gazety. „No ale jak to, przecież media, szczególnie te zachodnie, są apolityczne i jak się z kogoś śmieją to na pewno słusznie”!. Co za bzdura.

Takiego „obciachu” w polskiej polityce jest znacznie więcej. Być może kiedyś wrócę do tego tematu, na dziś tyle.

Tymczasem – jakieś opinie w tej sprawie?

0 = ilość komentarzy:

Prześlij komentarz