Pages

6 lipca 2011

O apolityczności

(dzisiejszy odcinek sponsoruje Paweł L. który deklaruje apolityczność i z tego powodu przewija szybko scrollem moje polityczne wpisy na FB. Ale niniejszy post pewnie i tak przeczyta ;) )
                                                                                                                         
Z apolitycznością jest jak z Yeti – wszyscy o niej mówią a nikt tak naprawdę jej nie widział. To twór nieistniejący. I wcale nie dlatego, że człowiek to homo politicus i nie ma mowy o tym, żeby polityką się nie zajmował - ludzi, którzy nie mają z polityką nic wspólnego jest całkiem sporo. Ale to nie znaczy, że są apolityczni, tylko że być może polityki zupełnie nie rozumieją, a to nie to samo (swoją drogą, ci zazwyczaj o polityce gadaliby jak najęci). Natomiast, ci, którzy deklarują apolityczność  często określają w ten sposób… swoje polityczne sympatie i antypatie. Ale i kilka innych rzeczy.
 

1)  Za pomocą słowa „apolityczność” bardzo łatwo jest ukryć wyrażanie swoich preferencji, choć nie zawsze to „ukrywanie” musi być świadome i celowe. Kiedy ktoś mi mówi, że TVN albo media publiczne pod rządami Platformy są apolityczne i obiektywne, a gdy rządził nimi PiS były upolitycznione i spodlone, to nie wiem czy kpi, czy o drogę pyta. Bo w takiej sytuacji apolityczność i obiektywność należałoby rozumieć jako brak sprzeczności z głoszonymi przez tego kogoś poglądami. 
Kiedy w mediach trąbią na opozycję, której skrajnie nie lubi, a głaszcze się po głowie tych, którzy (rzeczywiście lub pozornie) mają podobne poglądy to wszystko jest pięknie. Nie daj Boże jednak, żeby pojawiły się jakieś „odchyły” i jest raban, rydzyk-land i ciemnogród w jednym. Moja ukochana Trójka i protest w sprawie przywrócenia dyr. Jethon to świetny przykład. Wśród Rejtanów „apolityczności” znalazł się wówczas pan Zbigniew Zamachowski…

… który następnie poparł B. Komorowskiego w wyborach prezydenckich. A wprowadzanie apolityczności oznaczało dla niego wyrzucenie z ramówki programów publicystycznych, prowadzonych przez konserwatywnych dziennikarzy.

[Dygresja] Jest w człowieku takie poczucie, że to, co „ja” myślę o danej sprawie, to świętość, a cała reszta to kretyństwo. Bardzo to niebezpieczne, bo po pierwsze wyklucza tolerancję dla odmiennych opinii, a po drugie - zmianę własnego zdania, gdy wymaga tego sytuacja. Wydaje mi się, że to jest powód, dla którego PO ma nadal powyżej 40% w sondażach – spora część deklarujących poparcie dla tak słabo rządzącego ugrupowania nie chce przyznać się do błędu w politycznych rachunkach (być może sądzą, że oznaczałoby to "z urzędu" poparcie dla znienawidzonego PiS, a przecież wcale tak nie jest). [Koniec dygresji]


2)  Deklaracja apolityczności może też oznaczać tyle, co „nie chce mi się z Tobą gadać” albo „gadaj zdrów, ja i tak wiem swoje”. Kiepski to argument na koniec dyskusji, kiedy z braku asów w rękawie mówi się, że polityka tak naprawdę nas nie interesuje…

…mimo że wcześniej, niemal na noże, dyskutowało się o niej przez godzinę. Najczęściej przy użyciu inwektyw.


3)  I w końcu może też być tak, że naprawdę niespecjalnie kręci kogoś śledzenie publicznej debaty w kolejnych sprawach, albo aktualna przynależność partyjna pani w czerwonej garsonce. Ale poglądy na te, bardziej czy mniej ważne dla nas sprawy, zazwyczaj jakieś mamy. A to już apolityczność wyklucza.

Podsumowując – Paweł, nie wierzę w Twoją apolityczność, to chyba jednak nie ona wymusza na Tobie przesuwanie moich postów „politycznych” na FB ;) Co by to jednak nie było – Wolność słowa, wolność scrolla!! :D

Do następnego razu.